top of page
  • Zdjęcie autoraPola

Dni


Przez pozostały okres pobytu licząc od 24 maja do 27 czerwca, dni wyglądały tak samo. W pamięci mam tylko parę dni które zapadły mi szczególnie w pamięć.

Zacznę po kolei.


26 maja,

Każde dziecko doskonale wie kto tego dnia obchodzi swoje święto. Każda mama przez cały rok jest najważniejsza, ale tego dnia wyjątkowa. Wiadomo w życiu bywa różnie, mamy odmienne zdania, pokłócimy się o nieumyte kubki w zlewie, bałagan w pokoju itp., ale z mamą zawsze każda kłótnia kończy się przytuleniami. Mama to mama, najcudowniejszy człowiek na świecie. Super bohaterka każdego dziecka. Teraz moja Mama jest dla mnie kimś niezastąpionym w szeregu zdarzeń, które miały miejsce - była ZAWSZE ze mną. Śmiała się i płakała, całowała i przytulała. Czasami po prostu była. Zawsze była.

Jej wsparcie dla mnie jest nie określone. Zawsze odbierała ode mnie telefon, a jak potrzebowałam to przyjeżdżała do mnie do domu. Spała nawet ze mną w łóżku - bardzo potrzebowałam, żeby ktoś ze mną był. Psychicznie byłam jak małe dziecko, mentalnie każdego dnia musiałam stawać się coraz bardziej dorosła.


Zawsze była i jest po dziś dzień.


Dzień wcześniej zaplanowałyśmy sobie dzień mamy.

Następnego dnia rano, wspólnie się wyszykowałyśmy i pojechałyśmy do miasta zjeść śniadanie. Była piękna słoneczna pogoda. Wybrałyśmy wspólnie restaurację na skraju Wrocławskiego rynku.






Potem miałyśmy w planach spędzić babski dzień w galerii handlowej. Chciałyśmy pochodzić po sklepach poszukać jakiś nowych ubrań czy kosmetyków. Na sam koniec miałyśmy pójść na kawę i ciastko.

Oderwać głowę od wszystkich zmartwień.

Nic nam z tego nie wyszło. To nie było takie proste.

Weszłyśmy do galerii, ale wszystko nas przytłaczało. Ogrom ludzi, wszyscy gdzieś pędzili.

Musiałyśmy wyjść się przewietrzyć. Czułam się osaczona jakbym nie miała czym oddychać. Usiadłyśmy na ławeczce przed galerią i podjęłyśmy wspólna decyzję o powrocie do domu. Po prostu się nie dało.

Resztę dnia spędziłyśmy w domu. I tak było najlepiej.

Następnie jak każdego dnia, pojechałam do Mateusza. Było to najcięższy czas. Czekałam, jak zareaguje na zastosowane leczenie. Niestety w takich sytuacjach stajemy się zakładnikami czasu. Jesteśmy bezradni nie mamy na nic wpływu. Musimy poddać się temu poddać, czy tego chcemy czy nie.



Następnie wróciłam do domu, gdzie czekał na mnie obiad przygotowany przez moja mamę. Nie pamiętam co to mogło być. Najprawdopodobniej jakaś zupa, którymi jeszcze długo potem się żywiłam. Przez stres i nerwy bardzo długo miałam szczękościsk, który utrudniał mi jedzenie a kolejną rzeczą był brak apetytu.


Wieczorem miałam w planach zrobić to co by zrobił Mateusz.

Kupiłam kwiaty (wiem, że to były tulipany) i czekoladki (ale jakie nie powiem).

Chciałam a nawet czułam, że muszę zrobić to co był zrobił Mati. Wiedziałam, że dla jego mamy ten dzień jest wyjątkowo smutny. Mati był dwa dni po ponownym odbarczeniu czaszki. Walczył o życie a każda godzina była decydująca dla jego stanu.

Straszne.

Zadzwoniłam do niej wcześniej, aby się upewnić czy będzie w domu i pojechałam. Była to jedna z najbardziej wzruszających chwil w tym czasie. Strasznie płakała a ja razem z nią. Zawsze był Mati jego mama i ja, teraz byłyśmy same.


***

Tato, dziękuję Ci za wszystko.

Twoja obecność i słowa są niezastąpione.

Ogromne wsparcie.

***


9 czerwca,

Przynajmniej tak mi się wydaje…. Było to około tydzień od drugiego odbarczenia.

Przyszłam jak co rano przed pracą do Matiego. Stałam koło łóżka i szeptem - opowiadałam, jak minęło mi poprzednie popołudnie oraz jak zapowiada się dzisiejszy dzień.

Dyżur nocny przy Matim miała młoda pielęgniarka. Jej osobowość i zachowanie zawsze dobrze wpływały na moje samopoczucie. Zawsze z nim rozmawiała o błahostkach, ale też tłumaczyła mu co będzie robić itp. W tym wszystkim wiele razy mnie przytulała czy klepała po ramieniu zawsze znalazła dla mnie chwile na rozmowę.


Dziękuje K.


Ale do rzeczy. Tego dnia zdarzyło się coś niesamowitego.

Kiedy rozmawiałam z Matim, zaczął poruszać powiekami. Delikatnie drgnęła głowa. Zaczął mrugać.

Zaczęłam wołać pielęgniarkę. Spanikowana krzyczę przez całą salę:


-Proszę Pani! Coś się dzieje! On chyba otwiera oczy!!!!


Pielęgniarka szybko zareagowała, podeszła do łóżka i zaczęła głośno mówić:


-Mati! Skuczybyku jeśli mnie słyszysz mrugnij oczami DWA RAZY!!!!!

(mówiła do niego głośno ze spokojem każde słowo dzieliła na sylaby)


Chwila oczekiwania. Stres i strach. Bo jego reakcja będzie wskazywała na to czy widzi i słyszy. Nagle mamy to jedno długie zamknięcie oczu, następnie znowu otwiera i ponownie zamyka oczy na dłuższy czas. Otwiera. Patrzy w kierunku pielęgniarki. Pani kontynuuje:


- Mati!!! Brawo!!! To teraz proszę mrugnij TRZY RAZY!!!!!


Znowu oczekujemy reakcji. I wiecie co! ZROBIŁ TO.

Moje łzy zmieniły się z łez smutku i rozpaczy na łzy przepełnione szczęściem. Wiedziałam dwie rzeczy:

1. Widzi,

2. Słyszy.


Mój dzień nabrał innych barw. Ciepło przepełniło moje serce <3

Bo przecież już wiemy z poprzednich wpisów, że PRAWDOPODOBNIE NIE MIAŁ WIDZIEĆ I SŁYSZEĆ.


Od tej pory każde wyjście było o wiele trudniejsze. Jak się z nim zegnałam zawsze reagował łzami. Miał smutek na twarzy. Czasami nawet szlochał z grymasem bez wybrzmienia dźwięku. Serce pękało. Często czekałam aż znowu zaśnie, na szczęście był to czas w którym więcej przesypiał niż był wybudzony.


11 czerwca,

Tej soboty Mati pierwszy raz poruszył prawą noga. Zaczął zginać kolano.

Każdą z tych małych rzeczy lekarze tłumaczyli jako reakcje życzeniowe. Rodziny pacjentów w takich sytuacjach widzą więcej niż im się wydaje – czyli prościej mówiąc wmawiają sobie lub wydaje im się, że tak było. Koniec końców pacjent np. wykonał daną czynność biernie i nieświadomie. Dla nas rodzin – te reakcje są najbardziej budujące.

Tylko że ja wiedziałam, że sobie tego nie wmawiam. Widziałam, bo to samo widziała Mama Mateusza. Potem się trochę wycwaniłyśmy i zawsze chodziłyśmy do niego razem. Bo co widzą dwie osoby to nie jedna. Coraz częściej się wybudzał i wodził wzrokiem. Jego mama mówiła, że cały czas patrzy za mną. Wodzi wzrokiem tam, gdzie się poruszam.

Jego reakcje były dla nas budujące.



22 czerwca,

Byłam tego dnia razem z Mateusza mamą popołudniu.

Zawsze jak przychodziłyśmy otwierał oczy. Obserwował. Potem zasypiał i się znowu wybudzał. Czytałam mu książkę pt. „bez granic Michael Phelps” i puszczałam ulubioną muzykę. W między czasie masowałyśmy jego ręce i nogi. Myłyśmy i kremowałyśmy ciało. Rozmawiałyśmy z nim. Nagle nie wiem skąd to wyszło, ale poprosiłyśmy Matiego o podniesienie ręki. Wydawało mi się to nierealne.

Mówiłyśmy:

- Mati, jak nas słyszysz zegnij prawą rękę,

- Matik, zamknij prawą dłoń,

- Żaba ściśnij moje palce,


I nagle… Mati ściska palce.

Szok. Reaguje na polecenia. My nie odpuszczamy i prosimy o więcej. On to wykonuje. Kolejne łzy szczęścia.

To w sumie jak mamy reakcję ręki, próbujemy dalej.


- Mati, pomóż mi podnieść twoja prawą nogę,

- Mati zegnij prawą nogę, ja ci pomogę,

- Mati poruszaj palcami u prawej nogi,


Kurczę, on zaczyna to robić. Potem każdego dnia było tak samo. Ściskał nasze dłonie, pomagał podnosić prawą nogę. Nasze szare dni nabrały kolorów. Nadal był strach przed tym co nas czeka. Ale wiedziałam, że jest lepiej niż przypuszczano. Wiedziałam, że Mati przełamuje swoje kolejne granice.


Od tamtej pory zawsze trzymaliśmy się za ręce. Ściskaliśmy sobie dłonie. Wiedziałam, że on jest a on wiedział, że jestem ja.




Pola.


***

Tą część chciałabym zadedykować młodemu chłopakowi

Który walczy o życie na OIT.

Mam nadzieję, że też niedługo będzie zaczynał reagować tak jak Mati

W opisanym wyżej tekście.


Szymku – wracaj!

Mam nadzieję, że kiedyś to przeczytasz i chce żebyś wiedział,

Że Twoja Mama jest bardzo silną kobieta,

masz cudowną rodzinę i przyjaciół.


***

162 wyświetlenia1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Co najgrosze

Dzień po...

bottom of page