top of page
  • Zdjęcie autoraPola

Dzień po...

Zaktualizowano: 27 lis 2022

Dzień po wypadku,


Przed godziną 8 dostaję telefon od dr Z.S, zaprosił mnie na rozmowę z ordynatorem intensywnej terapii. Bałam się, ale poszłam.


Profesor, niezwykle spokojny z dużą dozą empatii. Coś do mnie mówił. Mam wrażenie, że to samo co dzień wcześniej dr S.Z. W połowie zdania wstał, powiedział:

„Musisz do niego iść”

Bałam się, nie chciałam zobaczyć tego co mój mozg wcześniej już sobie zbudował. Przerażał mnie ten widok.

Ordynator wziął mnie pod rękę i powiedział „Dobra idziemy”.

Szliśmy przez długi korytarz IT (intensywnej terapii), nagle skręcamy w lewo – a tam na wprost drzwi...LEŻY ON - mój Mati.

Nogi mi się ugięły, nie mogłam złapać oddechu, nagle maseczka nie przepuszcza powietrza. Serce mi kołacze w gardle, jest mi niedobrze, głowa mnie boli a łez mam tyle że ledwo co widzę. Stoję jakieś 2/3 m od jego łóżka. Tyle aparatury nigdy na oczy nie widziałam, pompy strzykawkowe, respirator kilka kroplówek, głowa owiniętą opatrunkiem, przesiąkniętym krwią. W nosie resztki krwi, szyja i ucho tak samo.

Nagle za plecy zaczął ktoś mnie pchać w jego stronę „On teraz Ciebie potrzebuje – złap go za rękę”. Wykonuje polecenie. Czuję, że jego ręka jest wiotka, bez reakcji. Oczy przymknięte do połowy. Z jego strony nie ma żadnych reakcji. Jeszcze nic nie rozumiałam co się zanim dzieje. Za co odpowiadają leki, co pokazuje respirator. Jestem zielona w sytuacji, która mnie otacza. Nic nie rozumiem. Jestem zagubiona i przerażona.


Nie wiem, ile czasu przy nim siedziałam, wiem że ciągle płakałam.


Starałam się wrócić do pracy, ale nie było to możliwe. Myślami cały czas byłam z nim.


Od godziny 14 w naszym szpitalu są możliwe odwiedziny pacjentów, ja już na IT byłam o 13:50. Byłam z nim, a on nadal leżał na tym samym łóżku.


Czas spędzony przy łóżku leciał jak szalony, kilka godzin trwało jak kilka minut. Nadchodziło najgorsze. Zostawienie go, samego w obcym miejscu.


Drugi dzień po wypadku,


W szpitalu byłam już o 6:00. Szłam korytarzem i powtarzałam sobie w głowie „Bądź w tym samym miejscu”. Stres, pot na dłoniach i czole, ścisk w gardle. Staje przed drzwiami i wstrzymuje oddech. Otwieram. JEST, leży tam, gdzie zawsze. Uf. Ulga. Przez ciężki stan w jakim się znajdował jedyna możliwość do delikatne trzymanie za rękę. Bez gwałtownych ruchów. Cieszę się, że ciągle mam go przy sobie. Sprawdzam czy coś się zmieniło, szukam wzrokiem jakbym porównywała obrazki „znajdź różnicę”. Ciężko, jeszcze za mało wiem. Zapamiętuje w myślach nazwy leków, sprzęt i ich nazwy, aby potem się dopytać za co odpowiadają i do czego służą.


Za plecami słyszę głos „Kochanie, musimy zdać dyżur musisz wyjść”.

Pochylam się nad jego uchem i mówie:

-„Żabko, niedługo przyjdzie twoja mama po pracy. Bardzo Cię kocham. Przyjdę jeszcze na chwile o 14:00.

Łzy zalewają mi oczy, ta sama historia – muszę go zostawić.


Niestety nie każdy ma możliwość wejść na jakikolwiek oddział w tym czy innym szpitalu o takiej porze. Mi pomogła praca. Praca, która w sumie była, bo była, bo to nie jest mój szczyt marzeń, ale właśnie to ona dała mi takie możliwości. Za co teraz bardzo dziękuje losowi.


Staram się pracować, niestety nie wychodzi. Każda myśl w głowie to on. Martwię się i chcę być przy nim. Odliczam czas do 14:00. Czas płynie nieubłaganie wolno. Jakby specjalnie zwolnił, jakby wymuszał na mnie cierpliwość. Jest 13:55 - mogę już iść. Oczywiście że nie idę wolno, wręcz biegnę.

Pojawia się ta sama sytuacja, serce w gardle, mokre ręce, miękkie nogi. Stoję przed czerwonymi drzwiami i łapie za klamkę z myślą „Misiek bądź w tym samym miejscu”. Uchylam drzwi z zamkniętymi oczami. Powoli je otwieram – i jest. Nic się nie zmieniło. Jestem już z nim. Ulga.


Za każdym razem siadałam obok lóżka i przez chwilę płakałam. Nie wiedziałam co mam robić. W jego stanie jedyne co można było zrobić to złapać za rękę. Chciałam ja trzymać i nie puszczać. Jego dłoń była inna, taka chłodna, sztywna całkowicie bez reakcji. Nadszedł czas kolejnego pożegnania, teraz kolej jego mamy. Ciężkie chwile. Przepełnione lawiną łez związanych z niepewnością i kłębiącymi się myślami przeplatanych z karuzelą emocji.


- „Kocham Cię, rano wrócę”


Nie jestem w stanie opisać pożegnania z ukochaną osobą, która przebywa na OIT. To nie jest pożegnanie na peronie dworca PKP przed odjazdem pociągu. To nie jest pożegnanie podczas rozstania się, kiedy zakańczasz związek. To jest coś co posiada zupełnie inny wymiar. Niestety nie jestem w stanie opisać tego słowami, ponieważ uczucia nie są wstanie okiełznać a co dopiero słowa.

I nie napiszę tutaj, że aby to zrozumieć trzeba to przeżyć, wręcz przeciwnie – życzę aby nikt nie musiał tego doświadczać.


Kolejne dni wyglądały tak samo, jakby ktoś zrobił CTRL+V.

Minął weekend. Czyli już jakieś 5 dni. Każdego dnia lekarze i pielęgniarki mówili:

„Jest bez zmian”.

Z jednej strony ulga, bo się nie pogarsza tylko jest bez zmian. W niedzielę byłam z nim od 12 aż do 18. Poświęcałam każdy możliwy czas na to aby tylko z nim być.


Jeszcze nie wiedziałam co nadejdzie...


Pola



53 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Dni

Co najgrosze

bottom of page